Baltic Exploration 2009 – Wraki Bałtyku (2011/06/01)
Podczas wielu podróży po świecie często jesteśmy pytani, gdzie w Polsce się nurkuje. Odpowiedź na to pytanie nie należy do najłatwiejszych. Mamy piękne jeziora, malownicze kamieniołomy, nieprzewidywalne rzeki no i … Bałtyk, a w nim oczywiście wraki. Chyba nic tak nie działa na wyobraźnię ludzi, jak nurkowanie na wraku, gdzie mogą poczuć czas zatrzymany pod wodą. Zachwyca nas ogrom i piękno statków, dziwi ilość życia, które zadomowiło się w nich i pociąga … tajemnica. Bo kto z nas jako dziecko nie bawił się w piratów i wyspę skarbów. Nie muszę, więc zbyt długo tłumaczyć, że próba odkrycia „czegoś”, już sama w sobie jest ekscytująca. Tutaj oczywiście działa nasza wyobraźnia i przez przymknięte oczy już widzimy skrzynie ze złotem i diamentami. Najpiękniejsze jest to, że tym „skarbem” może być wszystko.
Kiedyś podczas rozmowy z Piotrem Matejkiem, moim serdecznym przyjacielem, zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, dlaczego jak popatrzeć na mapę Polskiego wybrzeża i pozaznaczać na niej ogólnie znane pozycje wraków, widać całe ich skupiska w okolicach centralnego wybrzeża, a na zachodzie jest ich niewiele. Próbując odpowiedzieć na to pytanie rozważaliśmy różne opcje.
W końcu doszliśmy do wniosku, że po prostu tutaj się mniej nurkuje, infrastruktura nurkowa jest dużo uboższa, niż np. na Helu. W związku z tym organizuje się dużo mniej nurkowań poszukiwawczych. Więc tak przez przypadek, powstał pomysł organizacji corocznej imprezy BALTIC EXPLORATION. Skoro statki pływały tutaj przez stulecia, tak samo jak gdzie indziej, to w tych regionach również powinny być pozatapiane jednostki czekające na swoich odkrywców. Pozostało, więc tylko zrealizować ten pomysł. Przy współpracy trzech zaprzyjaźnionych centrów nurkowych DECO z Kalisza, DEEP-BLUE z Dżwiżyna oraz LET’S DIVE z Krakowa zabraliśmy się za organizację tego przedsięwzięcia.
Cele, które sobie wyznaczyliśmy na początku to:
– priorytetem akcji jest zebranie jak największej dokumentacji filmowo-fotograficznej ewentualnych znalezisk oraz całej wyprawy, w tym celu dołączyli do nas nasi przyjaciele z DIVER STUDIO, posiadaliśmy trzy podwodne kamery i dwa aparaty fotograficzne.
– dobra zabawa ponad wszystko, więc wszyscy uczestnicy muszą kochać nurkowanie, ze znalezieniem chętnych nie mieliśmy większych problemów, wystarczyło tylko podzwonić po przyjaciołach z całej Polski i miejsca na łodzi rozeszły się jak „świeże bułeczki”. Uczestnicy musieli posiadać pozytywne podejście do misji zespołu. Trzeba liczyć się z tym, że czasami można wylądować na dnie, a tam zamiast wraku zobaczyć np. stertę kamieni, nie każdy również będzie mógł zanurkować na każdej pozycji, ze względu na głębokość i czasy nurkowań,
– bezpieczeństwo nurkujących ponad wszystko. Tutaj zostałem poproszony o wprowadzenie dyktatury wojskowej i przejęcie dowodzenia nad wyprawą. Muszę przyznać, że to była tylko formalność, ponieważ wszyscy uczestnicy rejsu jak „armia” najlepszych ochotników z entuzjazmem przyjmowali moje zalecenia i rady.
– no i oczywiście najważniejszy cel – spróbować „coś” znaleźć
Zostały do rozwiązania jeszcze trzy problemy: znaleźć statek, wraki i … mieć pogodę.
Z pierwszym uporaliśmy się łatwo, z pomocą przyszedł nam NORTH STAR z Darłowa. Duża jednostka idealnie przygotowana do pracy z nurkami, posiadająca windę, którą wjeżdża się i wyjeżdżą z wody, to naprawdę duże ułatwienie, zwłaszcza jak wraca się z nurkowań technicznych ze sprzętem video i foto.
Druga i najtrudniejsza rzecz to zdobycie namiarów GPS potencjalnych wraków. Tutaj spisał się Piotr, który jest Darłowianinem z dziada, pradziada i zna prawie wszystkich okolicznych rybaków. A kto może nam więcej powiedzieć o dnie i miejscach, na których rybacy zrywali i zrywają sieci jak oni? Piotr wykonał tytaniczną prace i wypił hektolitry piwa w miejscowych tawernach, w efekcie, czego zdobyliśmy namiary na tą i kilka następnych wypraw.
Ustaliliśmy, wyprawa będzie trwała 4 dni od 18 do 21 maja. Ponieważ trochę obawialiśmy się nieprzewidywalnej pogody, a tak długi termin upewnił nas, że przynajmniej kilka dni powinno sprzyjać powodzeniu naszej wyprawy.
Niedziela 17 maj 2009
Od godziny 18 do pensjonatu, w którym mieszkamy zaczynają zjeżdżać się uczestnicy z całej Polski – wita ich oczywiście rozpalony grill. Wieczorem po przyjeździe wszystkich, ok. godz. 22 zabieramy się za organizację, dzielimy grupę na drużyny. Część będzie odpowiedzialna za zwiad, czyli sprawdzanie potencjalnych pozycji, część będzie odpowiedzialna za udokumentowanie znalezisk. W końcu zmęczeni i podekscytowani idziemy spać, bo jutro pobudka o 5 rano.
Poniedziałek 18 maj 2009
Dzień pierwszy wyprawy. Po odprawie przez straż graniczną wypływamy z portu, dziś plan zakłada sprawdzenie kilku płytkich pozycji – w granicach 30 m głębokości. Taki dzień na zorganizowanie logistyki i roznurkowanie się zespołu. Pierwsze nurkowanie – na statku czuje się atmosferę napięcia – boja w wodzie, przepływamy jeszcze raz nad pozycją, żeby zobaczyć wynik na echosondzie. Coś tam jest. Pierwsza drużyna zwiadowców wskakuje do wody, po kilku minutach uśmiechnięci znów są na powierzchni. Cieszą się jak dzieci znaleźliśmy … stertę kamieni, w końcu to też wynik.
Kilka kolejnych pozycji i te same efekty, a morale całego teamu rośnie z każdym złym wynikiem, jak również zaangażowanie. Teraz mam pewność, że przyjechali tutaj właściwi ludzie, w końcu realizujemy misje – sprawdzamy pozycje – a to, że nic tam nie ma, to też przecież sukces, bo wiemy, że już nie należy wracać w to miejsce. Podejmujemy decyzje o zrobieniu nurkowania w drodze powrotnej na znanym wraku małego parowca. Czysta woda i gładkie morze dodatkowo uprzyjemniają nam dzień. Po powrocie do portu zostało jeszcze przygotowanie do następnego dnia ( butle się same nie nabiją, a mieszanki nie przygotują, bo jutro nurkujemy już głębiej)
Wtorek 19 maj 2009
Dzień drugi. Od rana pierwsze drobne problemy. Przyczepka od drugiego RIBa, którego wzięliśmy ze sobą dla ułatwienia nurkowań, utknęła podczas wodowania na slipie. Jeden z uczestników odkrywa, że to nie problem tylko przygoda i po to tutaj jesteśmy, żeby ją przeżywać. Ma racje. Dziś nurkowania do 45 m głębokości. Kolejne pozycje i kolejne pudła. W oczekiwaniu na nurków przechodzących dekompresje załoga statku uczy nas łowić dorsze, muszę przyznać, że wciągnęło to wszystkich. Skrzynka na ryby zapełnia się w nieprawdopodobnym tempie.
Podejmujemy decyzje o zanurkowaniu na kolejnym wraku, którego pozycje już znamy, jest to duży parowiec z ogromnym omasztowaniem. W sterówce wciąż stoi koło sterowe a na dnie leży telegraf. To naprawdę rzadki widok i wszyscy czują się wyjątkowo i szczęśliwi. Po wyjściu na powierzchnię powstaje dyskusja nad tym, dlaczego tak mało wraków jest tak pięknie zachowanych. Wszyscy jednogłośnie krytykują okradanie wraków z ich najwspanialszych detali, bo bez koła sterowego, bulai, kotwic te statki już nie są takie same. Wracając do portu jemy wspaniałego dorsza usmażonego specjalnie dla nas przez załogę.
Środa 20 maj 2009
Dzień trzeci. Nic nie zapowiada tego, co ma się wydarzyć. Już trzeci dzień morze jest jakby wyprasowane żelazkiem, ani jednej falki. Świeci słońce, a dziś do sprawdzenia tylko dwie pozycje, ale dające silne odbicie od dna na echosondzie. Na odprawie dzielimy się na dwie drużyny. Pierwsza zanurkuje na ok. 60 m by sprawdzić pozycję, a druga drużyna ma sprawdzić drugi namiar na 50 m. Każdy z nas może zrobić tylko jedno nurkowanie w ciągu dnia, ale za to z maksymalnym czasem dennym – jeśli tam coś będzie. Każdy może sam zdecydować, w którym nurkowaniu weźmie udział, w efekcie, czego na głębsze nurkowanie idziemy tylko we dwoje z Grzesiem. Przygotowuję aparat i kamerę na to nurkowanie, nie będzie, czasu na dubla i poprawki przynajmniej na tym wyjeździe. Sprawdzamy jeszcze raz mieszanki, cały sprzęt i wjeżdżamy windą do wody.
Zaczynamy się zanurzać przy linie, to naprawdę długa droga na dół , robi się coraz ciemniej, odpalamy światła i pojawia się zarys dna. Lądujemy na 56 metrze, koło obciążenia, rozglądamy się dookoła i …. NIC. Patrzymy się z na siebie i podejmujemy decyzję, że spróbujemy sprawdzić okolicę. Płyniemy jakieś 15 metrów i … wydaje mi się, że coś widzę – nie, nie wydaje mi się – tam coś jest …!!! Podpływamy i faktycznie jest to burta statku, więc zaczynamy robić dokumentację wraku.Opadamy przy sterze w ławicę ryb, próbuję sfilmować ster i śrubę, Grzegorz dodatkowo oświetla mi wszystkie ciekawsze rzeczy. Czujemy już presję czasu, a jeszcze jest tyle do zobaczenia i zrobienia, bo przecież trzeba sprawdzić długość statku i zobaczyć jak wygląda dziób. Po drodze mijamy wielki bęben i ładownie, sprawdzamy, co w nich jest i wygląda na to, że to węgiel. Dopływamy do dziobu, statek ma ok. 35-40 m długości. Zaglądam kamerą do dziury po bulajach, które najprawdopodobniej z drewnianego pokładu wyrwały sieci i …odskakuje w momencie, gdy naprawdę ogromny dorsz prawie uderza w obiektyw. Statek stał się domem dla sporej gromadki dużych ryb. Grześ pokazuje mi, że zostały dwie minuty do zaplanowanego wynurzania.
Odpływamy z żalem i niedosytem od wraku w stronę opustówki, rozpoczynamy wynurzanie – 30 minuta nurkowania, czeka nas jeszcze długa droga na powierzchnię, ale to już zdaje się nie mieć znaczenia. Na powierzchni czeka na nas gorąca herbata i radość na statku jest ogólnie odczuwalna, wszyscy słuchają naszej opowieści. Pada nawet propozycja, że drugi zespół zanurkuje tutaj, ale nie ma na to już czasu, jeśli chcemy zrealizować plan. Odpływamy. Druga pozycja i silne odbicie prawie 12 m ponad dno to musi być wrak i to duży. Pierwsza drużyna zwiadowców wchodzi do wody i pięć minut później na powierzchni pojawia się boja sygnalizująca, że jest wrak. Wszyscy czujemy się jak dzieci rozpakowujące prezenty. Ja niestety zostaję na pokładzie, ale jeszcze nie widziałem ludzie w takim tempie szykujących się na nurkowanie. Kolejne zespoły, jeden po drugim zanurzają się w wodzie. Pozostaje czekać, teraz wiem, co czuli moi koledzy, gdy my byliśmy rano na nurkowaniu. Zaczynają wracać, tryskają entuzjazmem i radością. Woda miała widoczność 15-20 m, to nie jest standard na ładnym wraku. Opowiadają o tym, co widzieli – o rurach na pokładzie, znalezionym telegrafie, ale przez wszystkie wypowiedzi przeplatało się jedno … to, że było to najlepsze nurkowanie, jakie zrobili w życiu .. i muszą tu wrócić. Wracając do portu jemy dorsze, które sami złowiliśmy. Nastroje są wspaniałe.
Czwartek 21 maj 2009
Dzień czwarty. Dziś pogoda ma się pogorszyć, ale nam trudno w to uwierzyć, bo świeci słońce i nie ma wiatru. Płyniemy w region, gdzie jest kilka głębokich pozycji zaznaczonych na naszej mapie. Wczoraj wieczorem dyskutowaliśmy czy wrócić na te same odnalezione wraki czy szukać nowych.
Podjęliśmy decyzję, że płyniemy dalej. Na tamte wrócimy w innym terminie, do czego nie trzeba było nikogo zbyt długo namawiać.Do pierwszej pozycji ponad cztery godziny płynięcia. Wszyscy znajdują sobie miejsca na pokładzie i zasypiają, jesteśmy już nieco zmęczeni.Dopływamy na miejsce i rozpoczynamy poszukiwania sonarem, tym razem nic się nie pojawia, sprawdzamy tak kilka pozycji. Nasz Kapitan za punkt honoru stawia sobie znalezienie wraku, więc przez kilka godzin pływamy i nic. Nawet konsultacje przez radiostację z kutrami, które tutaj łowią nie przynoszą efektu. Musimy wracać. Pogoda zaczyna się pogarszać.
Gdy wpływamy do portu leje już deszcz i błyskają pioruny. Chwile przerwy w nawałnicy wykorzystujemy do zrobienia ostatniego grupowego zdjęcia.
Podsumowując, cała wyprawa zakończyła się wielkim sukcesem. Spędziliśmy cztery wspaniałe dni w towarzystwie ludzi, których lubimy. Przeżyliśmy mnóstwo przygód, zanurkowaliśmy na kilku wrakach oraz zrobiliśmy dokumentację filmową i fotograficzną, która zawsze będzie nam przypominać o tej wyprawie. Odnaleźliśmy dwa wraki, których pozycje przynajmniej do tej pory nie były znane i ogólnie dostępne, więc czujemy się ich odkrywcami. Zrobiliśmy na nich niezapomniane dla nas wszystkich nurkowania. Przygotowaliśmy logistykę do kolejnej, jeszcze większej ekspedycji. Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy uczestniczyli w naszej wyprawie, jak również tym, którzy przyczynili się do jej zorganizowania. Kolejne BALTIC EXPLORATION już za rok, a w międzyczasie na pewno zobaczymy się na wielu nurkowaniach.
Dominik Dopierała
Powyższy tekst ukazał się w Magazynie Nurkowanie Nr 6 (164) Czerwiec 2009